Goście na pierwsze prowadzenie wyszli dopiero na pięć minut przed końcem spotkania (56:57), ale ich atak skutecznie odparli gospodarze i po chwili znów to nasz zespół był "z przodu". Drugie i jak się później okazało kluczowe prowadzenie pruszkowian miało miejsce na minutę i 3 sekundy przed końcem spotkania. Po punktach najskuteczniejszego w pruszkowskim zespole Przemysława Szymańskiego było 66:64. Gospodarze nie zdołali już odwrócić losów spotkania, bo w ostatnich dwóch minutach zabrakło im skuteczności. Problemy rozpoczęły się jednak chwilę wcześniej, gdy jeszcze przy remisie 64:64, dwa rzuty osobiste przestrzelił Artur Busz. W kolejnych akcjach natomiast kielczanie wyraźnie nie mięli szczęścia, bo po dobrych akcjach, piłka pechowo wykręcała się z obręczy. Faulowani taktycznie pruszkowianie wykorzystywali za to rzuty wolne i dowieźli minimalne, wyrwane w ostatniej chwili zwycięstwo do końca.
Wcześniej wszystko układało się niemal wzorcowo. Zmieniona przed tym pojedynkiem obrona naszego zespołu wyraźnie zaskoczyła rywali, którzy mięli problemy z wstrzeleniem się w kieleckie kosze. W ofensywnych poczynaniach UMKS-u pewny i widowiskowy byli za to Rafał Król, a także w pierwszej połowie Hubert Makuch, Łukasz Fąfara i Marcin Wróbel, a jedyne, do czego można się przyczepić, to skuteczność z obwodu. W całym spotkaniu kielecki zespół trafił tylko jedną "trójkę", a oddał aż 16 prób. Swoje dołożyli też sędziowie, którzy często gubili się w swoich decyzjach. Dużo kontrowersji wzbudził szczególnie 5 faul najlepszego na boisku Rafała Króla, który sprawił, że skrzydłowy UMKS-u na 5 minut przed końcem spotkania musiał opuścić boisko. - Strasznie szkoda takich meczów. Byliśmy dzisiaj lepszym zespołem. W końcówce zabrakło trochę szczęścia i może doświadczenia - mówił po spotkaniu rozgoryczony Paweł Bacik.
UMKS Kielce - Znicz Basket Pruszków 68:73 (19:14, 19:19, 12:15, 18:25)
UMKS: Król 18, Fąfara 13 (1x3, 7 asyst), Makuch 12 (8 asyst), Wróbel 11, Kijanowski 4, Miernik 4, Tokarski 2, Bacik 2, Busz 2.